Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Daker
Mroczny Gwardzista
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Nie 20:02, 25 Mar 2007 Temat postu: Moje opowiadanko ... ktorego nikt nie przeczyta |
|
Torgon i Topór przodka
Rozdział 1. Elfi posłaniec
Opowieść ta zaczyna się w małej wiosce ludzi, która mieściła się nieopodal gór Angmar. Była to spokojna wioska zamieszkiwana przez ludzi, którzy nie brali nigdy udziału w żadnych wojnach i nie mieli za dużo przygód . Pewnego dnia przybył do owej wioski pewien stary mężczyzna na koniu. Miał on całą twarz pokrytą zmarszczkami, długą siwą brodę i wąsy. Mieszkańcy bardzo się zdziwili, gdyż nigdy nikt ich nie odwiedzał. Przyjęli gościa bardzo serdecznie. Zaprowadzili go do domu Ring’a, miejscowego mędrca, a jego konia do stajni, gdzie się nim zajęli.
- Proszę siądź przy ognisku i ogrzej się – odezwał się Ring
Zgromadziła się przy nim grupka dzieci.
- Chcecie posłuchać historii o pewnym krasnoludzie? - zapytał obieżyświat.
Dzieci pokiwały tylko głową, że chcą i stary mężczyzna zaczął opowieść.
Całkiem niedawno, bo przed kilkudziesięcioma latami, żył pewien krasnolud o imieniu Torgon. Był on niski i dobrze zbudowany, jak to każdy krasnolud i miał rudą brodę i wąsy. Pewnego dnia, gdy szedł przez dolinę Belfalas ujrzał leżącego w trawie elfa. Podszedł ostrożnie do niego, gdyż krasnoludy i elfy nie pałały do siebie szczególną sympatią, spostrzegł jednak iż elf ten jest ranny. Nie zastanawiając się ani chwili wziął go i zabrał do swojego przyjaciela, który był człowiekiem. Arin, tak nazywał się przyjaciel Torgon’a był magiem i krasnolud wiedział, że będzie w stanie pomóc rannemu. Arin był zaskoczony wizytą Torgon’a, który przyprowadził elfa.
- Jak się zwiesz przyjacielu - zapytał Torgon, gdy elf tylko się ocknął
- Lorin - odparł szeptem elf - gdzie jestem?
- W domu mojego przyjaciela Arin’a, ale powiedz co ci się stało?
- Napadli mnie orkowie i ukradli mi wszystkie rzeczy i przesyłkę od mojego pana dla krasnoluda o imieniu Torgon, ale na szczęście udało mi się uciec, a orkowie zajęli się moim ekwipunkiem.
- Ja jestem krasnoludem o którym mówisz - odrzekł zdziwiony Torgon - a cóż to była za przesyłka.
- Topór, piękny topór cały pokryty magicznymi runami. Mój pan ,który nazywa się Narthil mówił, że owa broń należała niegdyś do jego przyjaciela Tarigam’a, który poległ w walce pod Tolfolas. Narthil także uczestniczył w tej walce i był przyjacielem twojego przodka. Gdy umierał obiecał mu także, że wręczy jego potomkowi ten właśnie topór. Pięć dni temu mój pan postanowił dotrzymać obietnicy i wysłał mnie z tajemnym zadaniem dostarczenia ci tej przesyłki, ponieważ jestem jednym z najbardziej zaufanych elfów naszego mistrza i władcy. Mówił także, że to jedyna broń wykuta wspólnymi siłami przez elfów i krasnoludów. Krasnoludy wykuły go z najtwardszego stopu metalu, a elfy obdarzyły magiczną mocą. Jest to najpotężniejszy topór jaki został kiedykolwiek wykuty. Niestety zawiodłem cię przyjacielu, wybacz mi. Na szczęście orkowie nie wiedzą o jego magicznej mocy.
- Nie martw się Lorin’ie, wyruszę by odzyskać ów topór - uspokoił elfa Torgon
- A ja wyruszę wraz z tobą mój przyjacielu - dodał Arin
- To wspaniale - ucieszył się krasnolud - wyruszymy jak tylko Lorin wyzdrowieje
Rozdział 2. Noc pod gołym niebem
Po kilku dniach Arin i Torgon pożegnali się ze zdrowym już elfem, wcześniej pakując prowiant i niezbędne rzeczy potrzebne do wędrówki i ruszyli na poszukiwanie zrabowanego topora. Czekała ich długa podróż pełna przygód i niebezpieczeństw. Musieli oni udać się do Dol Gardor, krainy niegdyś zamieszkiwanej przez elfy. Była to piękna kraina całkowicie pokryta puszczą, w środku której znajdowało się jezioro, które ożywiało Enty, opiekunów drzew. Teraz jednak była ona zamieszkiwana przez orków, gdyż elfy utraciły ją podczas wielowiekowych wojen. Rzadko kto się tam udawał, gdyż większość wypraw kończyła się śmiercią wszystkich jej członków. Torgon wiedział że musiał odzyskać Topór swojego przodka, a mag nie mógł zastawić swojego przyjaciela, gdyż wiedział, że w pojedynkę ma małą szansę na przeżycie. Dwaj towarzysze rozpoczęli swoja podróż przez Gundabad, była to góra rozdzielającą krainę krasnoludów z krainą zamieszkiwaną przez orków. Jednak aby pokonać ten szczyt trzeba było długiej i niebezpiecznej wędrówki. Po drodze przyjaciele przypominali sobie dawne czasy, gdy razem podróżowali. Po dwóch dniach wędrówki dotarli do podnóża góry, skąd udali się do Samotnej Skały. Podróżnicy postanowili odpocząć kilka godzin i o zmierzchu ruszyć dalej. Gdy się obudzili byli otoczeni przez sześciu elfów celujących prosto w nich ze swych łuków.
- Kim jesteście i czego ty szukacie - zapytał jeden z elfów, który znacznie wyróżniał się od reszty.
- Nazywam się Torgon, a to mój przyjaciel Arin. Wędrujemy do Dol Gardor w poszukiwaniu Topora mojego przodka zrabowanego przez orków Lorin’owi, elfickiemu posłańcowi. Próbował on mi go dostarczyć, ale został napadnięty przez grupę orków.
- Do Dol Gardor powiadasz - odrzekł elf - my też tam podążamy by zabić jednego z szamanów Tol-Gul’a
- A cóż wam zrobił ów szaman? - zapytał mag
-Ten ork zabił mojego brata i chce się zemścić i go pomścić – odparł elf – ja zwę się Maril
- Miło mi cię poznać przyjacielu – rzekł Torgon – może połączymy siły i razem ruszymy do Dol Galdor?
Maril zastanowił się chwile, poczym odrzekł do podróżników
- Czemu nie, razem mamy większe szansę na osiągnięcia naszych celów
- To wspaniale – rzekł Arin i wszyscy ruszyli w dalszą drogę.
Mag wpatrywał się w piękną zbroję Maril’a, która była cała pokryta magicznymi runami.
- Skąd masz te piękną zbroję? – zapytał Arin
- To zbroja wykuta przez najlepszych elfickich kowali w całym naszym królestwie. Otrzymałem ją, gdy tylko nasz pan dowiedział się o śmierci mojego brata i zamiarach jakie mam wobec Tol-Gul’a – odparł Maril
Nagle jeden z elfów spostrzegł nadchodzącą w ich kierunku grupę orków. Wszyscy zamilkli Maril rozkazał pozostałym elfom ukryć się pośród koron drzew, a Torgon’owi i Arin’owi za wielką skałą, która leżała przy drodze.
- Zastawimy na nich pułapkę, gdyż w otwartej walce nie mamy szans – rzekł Maril, następnie wszyscy udali się w wyznaczone miejsca.
Rozdział 3. Historia Nitr’a
Elfowie cierpliwie czekali na znak od swojego dowódcy. Gdy orkowie znaleźli się na wprost zaczajonych elfów, Maril dał znak do ataku. Strzelcy wypuścili swoje strzały wprost w nadchodzących wrogów. Każda strzała zadała śmiertelny cios, ponieważ elfowie nigdy nie pudłowali i większości ich wrogów nie zdołała by zadać nawet jednego ciosu. Arin cisnął we wrogów kulą ognia, a Torgon rzucił się na nich z wściekłą furią. Zaskoczeni orkowie nie zdążyli zdziałać za wiele, wszyscy padli po pierwszym ataku. Torgon przeszukał wszystkie zwłoki orków, ale przy żadnym ciele nie znalazł topora przodka.
- Ruszajmy w dalszą drogę – rzekł Maril
- Tak, ruszajmy nie możemy zwlekać – poparł go Torgon, poczym wszyscy ruszyli w dalszą drogę.
Po dotarciu do Samotnej Skały wszyscy postanowili odpocząć. Dowódca elfów kazał dwóm strzelcom objąć wartę. Jednak przez całą noc nic się nie wydarzyło. O świcie podróżnicy skierowali się do miasta Rhun w którym był ostatni most na rzece Karen. Inne mosty zostały zniszczone przez orków. Dowódca elfów szedł bardzo przygnębiony, gdyż w jego myślach ciągle pojawiał się obraz umierającego brata.
- Wybacz, że spytam przyjacielu – odezwał się Torgon do Maril’a – ale jak doszło do spotkania Tol-Gul’a z twoim bratem?
- Opowiem ci o tym zdarzeniu – cicho rzekł Maril poczym zaczął opowiadać – ja i mój brat, Nirt stacjonowaliśmy w jednym z ostatnich obozów na granicach ziemi Dol Gardor. Pewnego dnia zwiadowca powiadomił nas o zbliżającej się armii orków na czele której stał szaman o imieniu Tol-Gul. Przygotowaliśmy się do walki, ale wiedzieliśmy, że ogrom zbliżających się wrogów jest zbyt przytłaczający aby go odeprzeć. Gdy orkowie zaatakowali była noc. Odpieraliśmy ich tak długo jak to było tylko możliwe. Wielu naszych braci poległo, ale wróg też poniósł duże straty. Nakazałem ocalałym się wycofać. Mój brat stał koło mnie, był jednym z najlepszych strzelców w naszym obozie, a było ich wielu. Tol-Gul zaczął wykonywać gesty rękami, poczym z jego dłoni wystrzelił gigantyczny „język” ognia w kierunku Nirt’a. Mój brat nie miał szans odeprzeć tak potężnego ataku. Umarł, a ja tamtej nocy obiecałem go pomścić. Wróciłem z resztą mojego wojska do królestwa. Opowiedziałem o wszystkim mojemu panu. On zaś ofiarował mi tę cudowną zbroje, którą nosze na sobie i kilku elfów do pomocy, poczym udałem się w podróż. Po kilku dniach natrafiliśmy na ciebie i twojego towarzysza. Od tamtej pory podróżujemy razem. Teraz już wiesz co się stało Nirt’owi i chciałbym wiedzieć czy pomożesz mi go pomścić?
- Oczywiście, pomogę honor krasnoludów nie pozwala im kłamać, pamiętaj o tym elfi dowódco – odrzekł z powagą Torgon.
Rozdział 4. Nekromanata
Po kilku dniach wędrówki wędrowcy dotarli nocą do Rhun, jednak w mieście nikogo nie było, a w powietrzu utrzymywał się odór zgniłego mięsa. Torgon dobył swój wielki kafar, gdyż wyczuwał niebezpieczeństwo. Podróżnicy szli zaniepokojeni po cichych ulicach Rhun. Nagle usłyszeli jakiś przerażający odgłos w zaułku jednej z ulic.
- Co to było? – zapytał jeden z elfów
- Bądźcie przygotowani na walkę – wykrzyknął Arin – wyczuwam złowrogą aurę. Obawiam się, że wszyscy mieszkańcy już nie żyją
Nagle ze wszystkich stron zaczęły nadchodzić jakieś istoty. Mieszkańcy miasta wstali z „grobu” i ruszyli na wędrowców. Maril dobył swój łuk i zaczął wypuszczać strzały we wrogie istoty, ale to nic nie dawało. Nieumarli mieszkańcy Rhun zbliżali się coraz bliżej, a przyjaciele nie wiedzieli co zrobić. Tylko Arin zachował spokój. Zaczął wypowiadać słowa w starożytnym języku, który znali wyłącznie magowie, poczym z jego magicznej laski zdobionej pięknymi wzorami, wydobyło się światło. Mag wiedział, że istoty cienia boją się światła. Nieumarli cofnęli się do uliczek, gdzie nie docierało światło maga. Bohaterowie myśleli, że to koniec zmagań z istotami cienia, ale to niebyła prawda. Nagle, jakaś tajemnicza siła wyrwała laskę z rąk Arin’a i rzuciła ją w kierunku nieumarłych. Podobnie uczyniła z wszystkimi pochodniami jakie trzymali podróżnicy. Światło zgasło. Z jednej z ulic wyłoniła się dziwna postać. Wszyscy stali przerażeni i czekali aż sylwetka wyłoni się z ciemności. Okazało się, że był to stary człowiek odziany w czarną tunikę. W ręce trzymał czarną laskę na końcu której znajdowała się czaszka z rogami. Z jej oczodołów zaś wydobywało się zielone światło. Ów magiczny przedmiot cały pokryty był kośćmi. Twarz starca była bardzo stara, w ustach nie miał ani jednego zęba, a jego złowrogi wzrok spoglądał wprost na Arin’a.
Nagle stary mężczyzna odezwał się swoim przeraźliwym głosem.
- Zginiecie tu wszyscy, nikt nie przeżyje
- Kim jesteś starcze? – spytał Torgon
- To nekromanta – odpowiedział mu Arin
- Tak jestem nekromantom, a nazywam się Hazdul. Pożegnajcie się bo to wasze ostatnie chwile w śród żywych. Brać ich!!!
Nieumarli mieszkańcy ponownie ruszyli w kierunku ośmiu podróżników. Arin rzucił ponownie zaklęcie to zaklęcie, ale bez swojej laski zaklęcie było o wiele słabsze. Mag nie mógł utrzymać czaru przez dłuższy czas, jego moc słabła. Wiedział, że musi odzyskać swoją magiczną broń, bo w innym przypadku groziła im wszystkim śmierć. Wszyscy bronili się jak mogli. Jeden z elfów wycelował i strzelił prosto w Hazdul’a, ale na torze lecącej strzały stanął jeden z poddanych nekromanty i chybiła swój wyznaczony cel. Hazdul nie czekając ani chwili rzucił klątwę na owego elfa, paraliżując go. Strzelec nie mógł się bronić. Rzuciło się na niego kilku mieszkańców. Torgon spostrzegł co się dzieje i pobiegł na pomoc elfowi. Z trudem odciągnął wszystkie trupy. Arin wykorzystał nieuwagę starca i pobiegł po swoją laskę. Gdy już ją zdobył ponownie użył zaklęcia o nazwie „Blask słońca”. Istoty cienia znów wycofało się w ciemne ulice miasta. Bohaterowie odetchnęli z ulgą, gdyż byli bardzo zmęczeni bezskuteczną walką.
- Teraz!!! – wykrzyknął mag – Teraz Maril’u rozkaż swoim łucznikom wystrzelić jak najwięcej strzał w nekromantę
- Dobrze Arin’ie – zgodził się dowódca elfów i wykrzyknął – niech każdy strzeli trzema strzałami naraz w Hazdul’a
Łucznicy wykonali rozkaz Maril’a i wypuścili salwę strzał. Starzec odbił tylko połowę strzał swoją magiczną mocą, a reszta grotów zatopiła się w jego starym ciele. Hazdul wydobył z siebie przeraźliwy krzyk i upadł na ziemię. Torgon podszedł ostrożnie do starca by upewnić się czy jeszcze dycha, ale on już nie żył. Wszyscy nieumarli poupadali na ziemie i już się nie podnieśli. Arin zajął się poważnie rannym elfem. Tracił bardzo dużo krwi. Mag był zbyt wyczerpany aby użyci jakichkolwiek uzdrawiających zaklęć. Nie mógł też użyć ziół, gdyż w tych okolicach one nie rosły. Jedyną szansą na uratowanie rannego było zabranie go do pobliskiej osady elfów w Zielonej Puszczy. Arin nie mógł jednak go tam zabrać, gdyż obiecał Torgon’owi iż będzie mu towarzyszył do końca.
- Nortil i Kirt zaniesiecie go do Zielonej Puszczy – rzekł Maril do dwóch swoich elfów
- Dobrze panie – odparł Kirt
Elfy złożyły z gałęzi i swoich płaszczy nosze. Przenieśli rannego ostrożnie, poczym udali się do obozu elfów. Pozostała piątka udała się w stronę mostu. Gdy do niego doszli okazało się, że most leży zatopiony w mętnej wodzie Karen.
- Co jest u licha grane!? – wykrzyknął zdziwiony Torgon – jeszcze kilka miesięcy temu most stał tu nie ruszony, wiem to, gdyż mój przyjaciel dostarczał do tego miasta surowce.
- Wiele rzeczy się zmieniło przez te kilka miesięcy przyjacielu – odparł Maril – musimy podążyć inną drogom i musimy zdecydować jakom – westchnął ponuro i spoczął na kamiennym murze otaczającym pobliski budynek
- A jakie drogi prowadzą jeszcze do Dol Gardor – cicho zapytał Arin
- Są dwie możliwość – powiedział posępnie dowódca elfów – albo przez Puszcze Mroku lub o wiele dłuższą drogę przez Marintie, krainę zamieszkiwaną przez ludzi
- A zatem ruszajmy przez Puszcze Mroku – wykrzyczał Torgon – nie możemy tracić czasu na dłuższe wędrówki
- Ale Puszcze Mroku zamieszkują setki dzikich bestii o wiele groźniejszych od tych zamieszkujących te krainy – powiedział z bólem w głosie elf – możemy nie podołać im wszystkim
- Bez obaw mój kafar zmiażdży każdą napotkaną bestie – wykrzyczał z dumą krasnolud – ja się nie lękam żadnych stworzeń
- Niestety Maril ma rację możemy nie podołać, a nie wolno nam ponieść większych strat – wtrącił się mag – ale nie możemy także tracić czasu, nie wiadomo czy Tol-Gul odkrył już magiczną moc cudownego topora.
- A zatem postanowione, ruszymy przez Puszcze Mroku – gdy padły te słowa słońce wyłaniało się zza Mgielnych Gór, podróżnicy nie czekając ani chwili dłużej ruszyli w dalszą drogę
Rozdział 5. Dziwny krasnal
Upływał pierwszy dzień wędrówki z opustoszałego już miasta Rhun, powietrze było ciężkie. Po południu nad wędrowcami zaczęły zbierać się ciężkie chmury, z których po krótkim czasie zaczął padać rzęsisty deszcz. Podróżnicy schowali się w okolicznych grotach by przeczekać ulewę i ruszyć dalej. Deszcz padał jeszcze przez kilka godzin. Słońce zaszło, zapadł zmierzch, szli dalej. Nad ranem dotarli do wyznaczonego celu. Wszyscy ostrożnie wkroczyli w Puszcze Mroku. Dookoła panowała cisza i żaden znak ani dźwięk nie świadczył o obecności jakichkolwiek żywych istot. Bacznie kroczyli naprzód, nie wiedzieli czy jest dzień czy noc. Puszcza była tak gęsta, że nie docierały do przyjaciół żadne promienie słońca. Po niedługim czasie jeden z elfów usłyszał ujadanie wilków.
- Stójcie!- szepnął nagle łucznik
- Co się stało – spytał cicho Arin
- Przed nami jest wataha wilków – odparł zaniepokojony – słyszę wilki, choć brzmi to trochę inaczej niż wilki i o wiele bardziej przeraźliwie
Arin i Torgon wytężyli słuch.
- To nie są wilki – szepnął z niepokojem mag – wilki tak nie ujadają
- Ale skoro to nie są wilki to co? – spytał przerażony elf
- Cokolwiek by to nie było i tak nie oprze się sile mojego kafara – odparł z dumom Torgon
- Spokojnie przyjacielu nie wątpię w siłę twojej wspaniałej broni ale musimy zachować ostrożność – uspokoił krasnoluda Maril
Wszyscy ostrożnie podeszli. Torgon starał się jak mógł by nie nadepnąć na jakąś gałąź swoimi ciężkimi butami. Maril spostrzegł dwa dziwne stworzenia kręcące się wokół drzewa, na który ku jego zdziwieniu spał krasnolud. Stworzenia te były bardzo dziwne, wielkości niedźwiedzia, z pyskiem jak wilk tyle, że trzy razy większym. Poruszały się na czterech bardzo grubych łapach zakończonych długimi pazurami. Elfa przeszyły ciarki na widok tych bestii.
- To wargi – wyjaśnił przerażony Arin – myślałem, że one nie istnieją
- A jednak istnieją – odparł łucznik
- Na drzewie jest krasnolud – wskazał Maril
- Chodzicie tu w śmierdzące...!- wykrzyknął Torgon ujawniając się z krzaków
- Cicho – wciągnął go z powrotem Arin
- Ja się z nimi rozprawie, poczują smak mojej broń gdy im roztrzaskam łeb
Wargi zaczęły powoli zbliżać się do ukrytych podróżników.
- Idą tu !–mruknął półgłosem jeden z elfów
- Szybko musimy odciągnąć ich uwagę, Faril’u musisz wspiąć się na tamto drzewo – odezwał się Maril do jednego z łuczników pokazując na pobliski dąb
- Dobrze – elf pobiegł ile sił w nogach
Obie bestie ujrzawszy elfa ruszyły za nim i mało brakowało, a by go dogoniły.
- A więc zrobimy tak – rzekł Maril – ty Lirt’u – wejdziesz na to drzewo które jest za nami, ja natomiast na te drzewo po drugiej stronie, a wy czekajcie aż jedna z bestii padnie wtedy rzucicie się na ocalałego
- Niech na ja je tylko dorwę – mruknął pod nosem krasnolud
Wszyscy zrobili tak jak kazał im Maril. Faril wystrzelił pierwszą strzałę, a za nim pozostali. Bestie biegały w kółko od jednego z elfów do drugiego nie wiedząc co robić. Warg otrzymał serię strzał, a mimo to biegał dalej jak gdyby mu nic nie było. Maril napiął cięciwę swojego łuku i wystrzelił. Grot wbił się w sam środek czoła bestii powalając ją na ziemię. Torgon wybiegł zza krzaków i rzucił się na warga uderzając z wielką wściekłością i siłą. Torgon powalił bestię zanim Arin dobiegł z pomocą. Wszyscy zgromadzili się pod drzewem na którym spał krasnolud. Torgon uderzył w drzewo ze swojego kafara, a śpiący krasnolud spadł na twarz.
- Co jest u licha – wykrzyknął zdenerwowany trzymając w ręce krasnoludzką gorzałkę
Krasnolud ten był niski, lecz barczysty i dobrze zbudowany. Jego długa i ruda broda spleciona była w warkocze. Na pierwszy rzut oka widać było, że często przebywał w karczmach.
- Co ty tu robisz bracie i jak cię zwą ? – spytał Torgon
- Zwą mnie Theorx Ironfist. Wracałem z pobliskiej karczmy do domu kiedy napadły mnie te bestie. I jakimś cudem znalazłem się na ty drzewie.
- Hahaha – buchnął śmiechem Torgon – najbliższa karczma jest 3 dni drogi stąd musiałeś dużo wypić przyjacielu, tak prawdę mówiąc sam nie miałem w ustach dobrego krasnoludziego piwa
- Trzymaj bracie może nie jest to piwo, ale lepsze to niż siedzieć o suchej gębie – rzekł Theorx, poczym dał Torgon’owi swoją gorzałkę
- Ach, pyszna gorzałka – westchnął – nazywam się Torgon
- Co was sprowadza do tego(...)- zastanowił się chwilę Theorx – gdzie mu u licha jesteśmy
- W Puszczy Mroku – wtrącił się Arin – nazywam się Arin i jak widać jestem magiem
- Podążmy do Dol Gardor aby odzyskać topór mojego przodka i zabić szamana orków Tol-Gul’a, czy chcesz udać się dalej z nami
- hmm(...)a co tam dawno nie miałem żadnych przygód, a do domu u licha i tak nie wrócę, bo nie wiem jak
- A zatem witaj w naszej drużynie – ucieszył się Torgon
Rozdział 6. Wesoła gromadka
Wszyscy ruszyli w dalszą drogę. Theorx opowiadał Torgon’owi o sobie i krainie w której mieszka. Po dłuższej wędrówce Maril usłyszał wiele ciężkich kroków. Jakby przez puszczę maszerowała armia orków.
- Musimy się ukryć i to szybko w naszym kierunku zbliżają się orkowie – wyszeptał Maril
Wszyscy ukryli się za drzewami, oczekując na nadchodzących wrogów.
- Strasznie mnie suszy – rzekł jeden do drugiego
- Mnie też, jak tylko spotkam Torgon’a to powyrywam mu wszystkie kłaki z tej jego rudej brody – odparł
Zdziwiony tymi słowami elfi dowódca, które padły z ust nadchodzących postanowił zerknąć na owe postacie. Były one niskie i barczyste, z rudymi i siwymi brodami. Odziane w szare, ciężkie zbroję z okrągłymi hełmami. Uzbrojone w topory i młoty. Dwóch z nich, którzy rozmawiali między sobą trzymało w ręce puste butelki.
- To krasnale, około czterdziestu kroczących krasnoludów – cicho powiedział do towarzyszy
- Krasnoludy, niech no zerknę – zdziwił się Torgon i wychylił się zza drzewa – niech mnie kule biją to Kogaion i reszta moich przyjaciół z mojej wioski
Torgon wyskoczył zza dębu na nadchodzących. Zaskoczeni krasnale dobyli swoich broni myśląc, że to jakiś dziki zwierz. Powalili biednego Torgon’a na ziemię i Kogaion już miał wbijać swój topór w ciało leżącego, gdy nagle spostrzegł, że leżący zwierz to nie zwierz tylko Torgon
- Torgon ! – wykrzyknął podnosząc krasnala – gdzieś ty się u licha podziewał ?
- Przyjacielu nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę – ucieszył się Torgon
Z krzaków wyszli pozostali podróżnicy
- Ty zapewne jesteś Maril – spytał niepewnie Kogaion
- Tak ale... – potwierdził zdziwiony elf - ... skąd wiesz jak się nazywam
- I jak w ogóle nas znalazłeś – dorzucił Arin
- Zaraz wam wszystko opowiem tylko ruszajmy w dalszą drogę przecież nie możemy tracić czasu na opowieści – rzekł krasnal
- Dobrze chodźmy – odparł Torgon
- A więc tak – rozpoczął krasnal – wracałem do wioski z kopalni i spotkałem niejakiego Lorin’a „cóż robi elf w naszej krainie” spytałem, opowiedział mi o tobie i o tym jak mu pomogłeś i że wyruszyłeś do Dol Gardol. Przestraszyłem się, że mój przyjaciel zginie w tej splugawionej krainie. Pobiegłem szybko do wioskowej karczmy i powiedziałem im o tym wszystkim. Spakowaliśmy się jak najszybciej i ruszyliśmy za tobą. Pomyślałem chwile „którędy to ten rudzielec mógł pójść” i wymyśliłem, że najrozsądniej byłoby przez Górę Gundbad i ruszyliśmy za tobą. Nie odpoczywaliśmy ani chwili, kroczyliśmy na przód. Gdy zeszliśmy z góry ujrzeliśmy kilka orkowych trupów „ hehe widzę, że Torgon się nie nudzi” rzekłem do towarzyszy. Potem ruszyliśmy od Samotnej Skały do Rhun. W Rhun leżało setki śmierdzących, zgniłych trupów, a przy moście leżał stary człowiek, wszędzie miał wbite strzały. Mostu nie było, zdziwiłem się bo przecież przed kilkoma miesiącami stał tam nie ruszony. Dostarczałem tam surowce jak pamiętasz. Zrezygnowani postanowiliśmy wrócić do wioski, ale przy moście spotkaliśmy dwóch elfów. Zwali się Nrotil i K...K...
- Kirt – dopowiedział Maril – to moi strzelcy
- Tak Kirt, powiedzieli nam, że towarzyszy tobie ich dowódca Maril i dwóch elfów i że sami nie wiedzą gdzie się udaliście „mogli udać się w dwie strony albo do Marintie, miasta ludzi lub o wiele krótszą drogę przez Puszcze Mroku” powiedział elf. „Torgon nie będzie tracił czasu na dłuższe wędrówki i na pewno uda się przez puszcze” odparłem i ruszyliśmy w dalszą drogę. I wędrowaliśmy tak aż do tej chwili. Po drodze ubiliśmy kilka dziwnych wilków, cwane bestie próbowały nas okrążyć. Ale nie oparły się sile naszej krasnoludziej broni.
- No to się cieszę, że udało się wam nas odnaleźć – ucieszył się Arin
Rozdział 7. Dol Gardol
Gdy Kogaion skończył opowiadanie wszyscy wyszli z Puszczy Mroku i wkroczyli na tereny orków. Kraina ta była mroczna. Na ziemi leżały setki kości. Wszystkie drzewa uschły. Dol Gardol niczym nie przypominał krainy niegdyś zamieszkiwanej przez elfy i opiekunów drzew Entów.
- Niech mnie kule biją, co tu się stało!? – zdziwił się jeden z krasnali
- To kości poległych elfów i plugawych orków – odparł mu Maril – w tym miejscu toczyła się wielka bitwa, w której to elfy utraciły tę niegdyś piękną krainę. Musimy zachować wielką ostrożność. Te ziemie zamieszkują nie tylko orkowie, ale i gobliny, trolle i wiele innych stworzeń.
Towarzysze szli bardzo wolno i ostrożnie. Maril wypatrywał wrogich istot. Po kilku godzinach marszu doszli do koryta Rzeki Entów, w którym nie było ani kropli wody. Po drugiej stronie świeciło się dużo pochodni. Dochodziły stamtąd różne dziwne dźwięki.
- Co widzisz Farilu – spytał Arin
- To gobliny, około setki
- No to rozprostujemy trochę kości – odezwał się Theorx
- Dobrze zrobimy tak - szepnął Maril - ty pój...
- Do zrównania z ziemią takiego małego obozu nie potrzeba żadnych planów – wtrącił się Torgon
- Ale...
- Nie ma żadnego „ale” – przerwał ponownie – bracia chwytajcie za swoje topory i młoty i ruszajmy zgładzić te plugawe istoty
- Tak ruszajmy!! – wykrzyknęli wszyscy razem – na Ducha Gór zwyciężymy!!
Gobliny spostrzegły nadbiegających krasnoludów i chwyciły swoje stare miecze i maczugi. Wszyscy spotkali się na dnie koryta.
- ehh... te krasnale – westchnął Arin
Elfy i Arin stali na skraju rzeki. Strzelcy wypuszczali coraz to nowe serie strzał, a mag ciskał kulami ognia w gobliny. Część z wrogów zaczęła biec w stronę strzelców. Mag utworzył ścianę ognia wokół siebie i strzelców.
Większość z goblinów spłonęło żywcem pozostałe cofnęły się z powrotem na krasnali. Torgon, Kogaion i Theorx walczyli koło siebie. Torgon i Theorx miażdżyli głowy wrogów swoimi młotami. Kogaion zaś odcinał kończyny pozostałym za pomocą swego wielkiego topora. Gobliny nie były za dobrymi wojownikami, a więc krasnale rozprawiły się z nimi szybko.
- Ktoś z naszych brać poległ?? – spytał Kogaion jednego z krasnali
- Niestety tak Koror, Dlarter i Firg - odparł ze smutkiem w głosie krasnolud
- A zatem wyprawimy im godny pogrzeb – rzekł Maril
Zrobili jak powiedział elf. Pochowali trójkę krasnali i ruszyli w dalszą drogę do twierdzy Tol-Gul’a. Szli jeszcze kilka godzin. Wieże twierdzy ujrzeli, gdy słońce chowało się za dalekimi szczytami.
- Zostańcie tu my pójdziemy na zwiad – szepnął cicho Maril, poczym udał się ze swoimi dwoma towarzyszami do twierdzy.
Elfy ostrożnie przeszły przez szczelinę w murze, która znajdowała się po prawej stronie wielkich, stalowych wrót. Wyszli na wielki plac, który był pusty. Podążali w stronę wielkiego budynku, z którego dochodziło pełno orkowych głosów. Ujrzeli przez lekko uchylone drzwi wielką sale. Wszędzie stały setki orków wpatrzonych w wielki podest. Stał na nim szaman, Tol-Gul. Wypowiadał słowa nadzwyczaj wyraźnie i czysto.
- Nadszedł czas byśmy zawładnęli resztą tej krainy. Elfy, ludzie ani krasnale nie zdołają nas powstrzymać.
- Tak!! My zawładnąć ta kraina!! – wykrzyknęli razem
- Już niedługo, z południa przybędzie reszta naszych braci, a wtedy wszystko będzie należeć do nas.
Wszyscy zaczęli przeraźliwie krzyczeć. Wystraszone elfy pobiegły z powrotem do krasnali.
- Nie zdołamy ich pokonać – rzekł zdyszany dowódca elfów – jest ich zbyt wielu i na dodatek szykują się do wojny o tą krainę. Nie mamy za wiele czasu. Armia orków zbliża się z południa.
- A zatem cóż mamy czynić – spytał mag
Zapadła chwilowa cisza
- Musimy zniszczyć armie orków zamieszkujących Dol Gardol zanim przybędą ich posiłki.
- Ale nie zdążymy powiadomić żadnej z ras przed przybyciem wroga.
- Jest jedna rasa zamieszkująca tę krainę w północnych lasach. – mruknął półgłosem Maril
- To w tej krainie mieszkają jeszcze jakieś rasy – zdziwił się Torgon
- Tak, rasa mrocznych elfów
- Mrocznych elfów? Nigdy o nich nie słyszałem – odrzekł Kogaion
- Nawet orkowie o nich nie wiedzą. Nie wszystkie elfy opuściły tą krainę. Niektóre nie chciały stąd odchodzić i pozostały w Dol Gardol. Pogrążyły się w mroku tak jak i ta ziemia. Nie są już dobrymi elfami, które pomagają sobie i innym rasą. Dbają tylko o siebie. Nie wiem czy nam pomogą.
- Musimy zaryzykować – wtrącił Arin – bez ich pomocy nie zdołamy powstrzymać orków
- Dobrze ruszajmy na północ. Powinniśmy tam dotrzeć zanim skończy się noc i rozpocznie się dzień – rzekł elf – a wy Farill’u i Lirt’ie pędzicie do obozu najbliższego obozu elfów i powiadomcie dowódcę o zbliżających się. Mam nadzieje, że nad ranem spotkamy się przed twierdza wrogach. Bywajcie przyjaciele!
- Dobrze, bywaj – rzekli i pobiegli z powrotem w Mroczną Puszczę
Rozdział 8. Vern Ethariel
Jak powiedział Maril, dotarli do północnych lasów przed wschodem słońca. Las ten był jeszcze mroczniejszy niż Mroczna Puszcz. Drzewa były pokryte szarymi liśćmi i czarną korą. Po niedługiej chwil napotkali pierwszych mrocznych elfów o szarych skórach i krwawo czerwonych oczach.
- Czego tu szukacie – spytał gniewnym głosem strażnik – nie życzymy sobie tu żadnych gość. Wynoście się z tą.
- Nikt nie będzie rozkazywał krasnalom – wykrzyknął Torgon
- Uspokój się przyjacielu – uspokoił go Arin
- Przybywamy ze strasznymi wieściami do pana mrocznych elfów niejakiego Varn’a Ethariel’a – odezwał się Maril
- A cóż to za straszne wieść – spytał
- Chodzi o orków, ale nie mogę tracić czasu na rozmowę z tobą muszę porozmawiać z Varn’em
- No dobrze, ale udasz się tam tylko ty, a reszta niech czeka tu
- Dobrze – zgodził się elf – zostańcie tu przyjaciele. Niedługo wrócę
Strażnicy zaprowadzili elfiego dowódcę do pana mrocznych elfów. Gdy doszli mroczny kazał poczekać Maril’owi.
- Panie przybył elf, jasny elf – oznajmił strażnik
- Jasny elf, dawno ich nie widziałem, cóż mogło go tu sprowadzić – zastanowił się Varn – wprowadź go
Mroczny zrobił jak mu kazano. Maril wszedł do wielkiej komnaty z wielkimi filarami. Ethariel siedział na swoim bogato zdobionym tronie. Jego skóra była szara, a oczy czerwone. Po prawej stronie twarzy miał dużą bliznę ciągnącą się od czoła po policzek. Odziany był w piękne pozłacane szaty co znaczyło o jego bogactwie i dostatnim życiu.
- Witaj panie – ukłonił się Maril
- Witaj, dawno nie widziałem nikogo z waszej rasy
- To prawd, ale nie przyszedłem tu w odwiedziny. Mam straszne wieści dotyczące orków.
- Orków, a co oni znowu knują. – spytał Varn
- Nadchodzi armia z południa. Planują zaatakować resztę krain na tej wyspie. Musimy zniszczyć zamieszkujących Dol Gardol orków zanim dojdzie reszta wrogów.
- A niby dlaczego mamy ci pomóc. Orkowie nawet niewiedza o naszym istnieniu.
- To tylko kwestia czasu – rzekł Maril – już niedługo cała ta wyspa będzie wyglądać jak Dol Gardol. Orkowie niszczą wszystkie drzewa i palą je w swoich kuźniach. Dojadą i do tego lasu. Jeśli ich teraz nie powstrzymamy to ich potęga wielokrotnie wzrośnie.
Ethariel wstał ze swojego tronu i podszedł do okna, z którego widać było całą gigantyczną wioskę mrocznych. Rozciągającą się po całym lesie. Nagle do sali wbiegł zdyszany mroczny zwiadowca.
- Panie z południa nadchodzi armia, wielka armia orków. Mój koń pędził ile sił w nogach bym cię o tym powiedział.
- Niech zatem będzie. Przygotujcie się do wymarszu na wrogą twierdzę. Ruszamy za dwa dni. – rzekł do posłańca
- Panie musimy wyruszyć wieczorem by dołączyć nad ranem do armii elfów
- A niech tak będzie. Zwiadowco zawiadom wszystkich o naszym wymarszu. Po tak długim czasie znowu będziemy walczyć u boku naszych dawnych braci. A do tego czasu skorzystajcie z naszej gościny. Wyprawię ucztę gdyż dla wielu z nas może to być ostatni wieczór.
- Dziękuję panie – ukłonił się nisko Maril poczym wrócił do krasnali
- I co zgodził się – spytał Theorx
- Tak – potwierdził elf
- A zatem kiedy wyruszmy
- Wieczorem, a do tego czasu udajmy się na ucztę wyprawioną przez Varn’a
Wszyscy udali się do sali tronowej w której był już syto zastawiony stół. Krasnoludy jadły i piły łapczywie. Uczta trwała do południa później mroczni zaczęli przygotowywać się do wojny, a krasnale udały się na spoczynek.
Wieczorem trzy tysiące gotowi do walki mrocznych elfów wyruszyło na twierdzę Tol-Gul’a.
Rozdział 9. Atak na twierdze
Każdy mroczny elf uwdział czarne zbroje ciemniejsze od nocnego nieba. Choć mocne, metalowe płytki pokrywały całe ich ciała, pancerze zdawały się być lekkie i ulotne niczym dym. Każdy z nich miał u swego pasa dwa czarne miecze zdobione krwiścieczerwonymi rubinami obijającymi blask obozowych ognisk. W niewielkich szparach ich hełmów błyskały czasem czerwone oczy wściekle patrzące w kierunku obozowiska wroga. Każdy szedł cicho, niczym kot skradający się do myszy. Do twierdzy dotarli nad ranem. Czekała tam już na nich dwótysieczna armia jasnych elfów uzbrojone w długie, złote łuki i miecze pokryte magicznymi runami. Orkowie spostrzegli nadchodzące elfy.
- Przygotujcie się do wojny, trzeba wybić w pieni te wścibskie elfy. A ty Gorgal’u jako, że jesteś najsilniejszy z wszystkich orków w Dar Gardol weźmiesz ten topór. Wiem, że ma w sobie magiczną moc. – rzekł Tol-Gul wskazując na topór przodka Torgon’a
- Dobra wódz, ja go strzec – odparł
Nie minął kwadrans jak o wiele liczniejsza armia orków była już gotowi odeprzeć atak elfów.
- Do ataku przyjaciele i niech duchy lasów mają was w opiece !!– Krzyknął Maril
Jasne i mroczne elfy zaczęły atakować na twierdze. Jej mury był bardzo zniszczone wiec wszyscy szybko się spotkali. Krasnale jako pierwsze rzuciły się na rozwścieczonych orków. Jakby nie troszczyli się o własne życie. Torgon, Kogaion i Theorx jak zawsze walczyli koło siebie. Zabijanie orków szło im z wielką łatwością. Aż do czasu gdy na swej drodze napotkali o wiele większego orka od reszty. Był to Gorgul z pięknym toporem w ręce. Torgon rozpoznał topór przodka, choć nigdy go na oczy nie widział. Ork zamachnął się i uderzył w Theorx’a. On jednak zdołał uniknąć potężnego ciosu. Gdy by było inaczej leżał by już zapewne martwy w kałuży krwi.
Mroczne elfy bardzo zręcznie posługiwały się swoimi mieczami. Orkom było trudno odpierać ich ataki.
Varn zabijał wszystkich orków szybkimi, pojedynczymi ciosami swoim długim ostrzem.
Elfy stały na wzgórzu, za murami twierdzy. Wypuszczał swoje strzały w orków walczących z mrocznymi elfami i krasnoludami. Jednak żadna grota nie wbiła się w ciało sojusznika. Maril walczy mieczem w odróżnieniu do swoich pozostałych braci.
Arin rzucał przeróżne czary w swoich wrogów. Tol-Gul spostrzegł maga na murze twierdzy i cisnął w niego „językiem” ognia. Arin, wyczuwając niebezpieczeństwo szybko wypowiedział zaklęcie na magiczną barierę. „Język” ognia uderzył w niego z wielką siłą osłabiając bardzo maga. Magiczna bariera znikła, szaman cisnął w maga kulą ognia. Maril stojący niedaleko ujrzał co się dzieje i ile sił w nogach pobiegł przyjacielowi na ratunek. Rzucił się w stronę Arin’a. Kula powaliła elfa na ziemie. Varn szybkim krokiem doskoczył do szamana i odciął mu głowę swoim pięknym mieczem. Mag siedział przy Maril’u trzymając go za rękę.
- Tol...-Gul nie, nie żyje mój brat ... został pomszczony – wymamrotał umierający elf – dziękuje wam moi przyjaciele. Żegnajcie !! – Maril już się nie odezwał umarł jak prawdziwy wojownik na polu walki ratując życie Arin’a
Krasnoludy nie wiedząc o śmierci elfa walczył dalej zażarcie z Gorgul’em. Wadą orka była jego ślamazarność spowodowana dużą masą ciała. Kogaion wbijał co chwile swój młot w coraz to nowsze miejsca. Gorgul nie był wstanie zrobić coś małym krasnalom. Na swym ciele miał coraz więcej obficie krwawiących ran. Torgon i Theorx uderzali młotami w plecy orka by powalić go na ziemie. Gdy Gordul pad Kogaion odciął mu rękę w której trzymał Topór Przodka. Torgon dobył w swoje ręce ów magiczną broń czując jak jego ciało napełnia się ogromną siłą. Zamachnął się i skrócił cierpienia Gorgul’a wbijając mu topór z wielka siłą.
Rozdział 10. Rozstanie
Krasnale podbiegł do siedzącego Arin’a i ujrzały martwego elfa.
- Co ty się u licha stało – wykrzyknął zdziwiony Klarux
- Maril ... uratował mi życie – odpowiedział z bólem w sercu Arin
- Tol-Gul wypowiedział dziwne słowa i cisnął w maga kule ognia – rzekł Varn
- Cóż za straszliwa śmierć
- Widzę, że udało ci się zdobyć ten piękny topór
- Tak nie było łatwo, ale nikt nie powstrzyma krasnala w odzyskaniu takiej broni
Ocalali mroczni i elfowi zebrali wszystkie ciał orków na jeden stos. Zaś ciał sojuszników pochowali w ziemi Dol Gardol. Zwłoki elfiego dowódcy zabrano do jego krainy by pochować go w grobowcu, który był by godny tak wspaniałego wojownika.
- A zatem bywajcie przyjaciele my wracamy do północnych lasów – rzekł Varn – mam nadzieje, że jeszcze kiedyś nas odwiedzicie. Lirt’cie powiedz swojemu panu, że może już powrócić do Dol Gardol i wskrzesić las, który niegdyś tu rósł. My pozostaniemy w północnych lasach.
- Na pewno was odwiedzimy – wykrzyknął Theorx
- Dobrze, powiadomię Go o wszystkim. Bywaj przywódco mrocznych. – rzekł pełen radości Lirt
- Wszyscy rozeszli się wieczorem. Elfy zalesiły Dol Gardol. Słyszałem nawet, że do owego lasu powróciły pradawne Enty. Mrocznych już nikt nigdy nie widział. Krasnale powróciły do swojej wioski. Arin zaczął opisał wszystkie stwory i rasy jakie spotkali na swojej drodze w zaklętej księdze. Oprawionej złotym materiałem z piękną ilustracja, na której był narysowany Topór Przodka. Arin nigdy nie rozstawał się z tą księgą i zawsze trzymał ją przy sobie. Torgon mieli jeszcze bardzo dużo przygód, ale o nich opowiem wam kiedy indziej na razie udam się na spoczynek. – starzec wstał i udał się na spoczynek do swej komnaty, gdy wstawał z krzesła jedno z dzieci ujrzało w jego starej torbie księgę z rysunkiem pięknego toporu.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Thorthas
Strażnik Mroku
Dołączył: 28 Mar 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Szmulki
|
Wysłany: Pon 16:36, 26 Mar 2007 Temat postu: |
|
o matko nudzilo Ci sie ??
moze jak bede miał naprawde duzo czasu to przeczytam ale jak tak przewijalem i przewijalem do dolu to strasznie dlugie opowiadanie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daker
Mroczny Gwardzista
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Pon 16:44, 26 Mar 2007 Temat postu: |
|
marudzisz xD przez ten czas jak pisales tego posta mogles z 10 wersow przeczytac !!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Calcoranna
Mroczny Gwardzista
Dołączył: 29 Sty 2007
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Bialystok
|
Wysłany: Pon 16:50, 26 Mar 2007 Temat postu: |
|
<udaje ze czyta> zjebane P wes. nie miales co robic?:p po kiego pisales? KOX!aj
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Niklot
Strażnik Mroku
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pon 18:16, 26 Mar 2007 Temat postu: |
|
Kilka błędów stylistycznych, i logistycznych, i bardzo często popełniasz gafe odmieniając imię krasnoluda przez apostrof "przyjaciela Torgon'a", podczas odmiany słów, nawet nie pochodzących z języka polskiego, jednak dających się odmienić bez łamania języka, odmieniamy bez apostrofu (nikt nie pisze "używam komputer'a", apostrof to się stosuje przy łamańcogębach typu "Spotykam Addgwynblade'a"). Narazie przeczytałem pierwszy rozdział, reszte krytyki dopisze później .
PS. Jeszcze nie używasz akapitów :]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daker
Mroczny Gwardzista
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Pon 20:02, 26 Mar 2007 Temat postu: |
|
po co mam uzywac akapitu jakbym uzywal akapitu to by bylo 2x wiecej
a apostrof sie uzywa w odmianie Imion opcych (ang) a nie rzeczy
P.S ja to pisalem hmmm 2 lata temu ... sam nie pamietam o co tam chodzilo
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|